Moja historia składa się z chwil radości oraz okresów głębokiej tęsknoty i cierpienia. Adopcja była dla mnie czymś nowym. Będąc optymistką i mając pełne zaufanie do własnych umiejętności rodzicielskich, niezbyt uważnie słuchałam ostrzeżeń profesjonalistów na temat wszystkich trudności, jakie mogły mnie spotkać.
Tylko raz poczułam się zraniona komentarzem spotkanej przypadkowo osoby. Dotknęło mnie nie tyle to, co ten człowiek powiedział, ile lodowaty ton jego słów. Stał przede mną w kolejce na poczcie. Odwrócił się, spojrzał na czwórkę moich dzieci i powiedział "Ktoś tu nie pasuje". Na szczęście dzieci były wtedy za małe albo zbyt pochłonięte wystawką znaczków z Elvisem, żeby to usłyszeć. Mężczyzna gapił się na nas tak długo, aż wywołano umerek, który trzymał w ręku.
W pierwszej chwili jego komentarz i pełne dezaprobaty spojrzenie były jak silne uderzenie, ale do czasu. Gdy wychodził z budynku, sama się do siebie uśmiechałam. Mam bowiem pewną tajemnicę, która chroni moje serce przed ludźmi takimi jak on: nawet jeśli członkowie mojej rodziny "nie pasują" do siebie, jesteśmy idealnie zgrani, wybrani, aby być razem. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Bo tak naprawdę pomysł z adopcją wcale nie był mój. Ja jedynie odpowiedziałam na klepnięcie Boga w ramię... (Jennifer Grant, mama dziewczynki z Gwatemali)
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni